niedziela, 19 lutego 2017

Od Leonarda C.D. Blair

Milczał, na początku zastanawiając się jak odpowiednio ubrać słowo, aby określić – denerwująca dziewczyna, tym samym nie zdradzając obcej nic na temat Tiffany. Ale za nim cokolwiek wymyślił, ona zdążyła się już przedstawi i wyciągnąć w jego trupią dłoń. Patrzył przez dwie sekundy na wyciągniętą kończynę, po czym podszedł do niej dwa kroki i uścisnął lekko jej rękę, która była zimna.
- Leo – nie widział sensu podawania pełnego imienia, skoro można je skrócić. Po za tym nie chciał, aby dziewczyna mówiła do niego tak oficjalnie, jak brzmi jego imię. - A co do przyjścia w to miejsce, chciałem być sam – wrócił do parapetu, oparł się o niego, schował ręce do kieszeni i znowu milczeli. Dla niego cisza nie była uciążliwa, uwielbiał spokój i jak sam właśnie powiedział, chciał byś sam. Także obecność drugiej osoby mu nie przeszkadzała, tym bardziej tak cichej i spokojnej, jaka się okazała niebiesko włosa. Może jednak nie będę musiał szukać nowego miejsca, pomyślał ponownie na chwilę zerkając na zachód słońca.
- Dobre miejsce wybrałeś, nikt tu nie przychodzi oprócz mnie – przerwała ciszę, a on na nią spojrzał ukradkiem. - Ale jeśli chcesz być sam, to nie myśl, że ja zostawię to miejsce – dodała tym samym tonem. Odwrócił w jej stronę głowę, po czym skinął głową.
- Nie przeszkadzasz mi – stwierdził. - Wydajesz się spokojna – zrezygnował ze stwierdzenia, że także po części normalna. Wolał tego nie mówić, nie wiadomo jak się to wszystko rozwinie. To można porównać do niego. Można stwierdzić iż jest normalny, a gdyby widzieli go samego w domu, zmienili by raptownie zdanie. Od jakiegoś czasu gdy nie może być szczery w stosunku do swojej ukochanej, zaczął robić dziwne miny. Bardzo dziwne. 
- To komplement? - podniosła jedną brew, a on wzruszył ramionami.
- Jak wolisz – powiedział i znowu spojrzał w stronę horyzontu. Właśnie w tej chwili do głowy wpadły mu dwa zdania. "Plecy ma podziargane, chyba się wczoraj otarł o ścianę". Dobry początek dla nowego wiersza, stwierdził usłyszawszy ten dziwny tekst w głowie. W tej chwili żałował, że nie miał przy sobie kartki i długopisu. Zazwyczaj gdy ma już pomysł, nie ma gdzie go zapisać, a po powrocie słowa wylatują mu z głowy i musi zaczynać od nowa. 
Ponownie odwrócił się w stronę nowo poznanej i już więcej nie miał zamiaru się do niej odwracać plecami. Nie wiadomo kiedy wbije mu nóż lub coś innego, ale wątpił w to. Patrząc w jej oczy, nie zauważył niczego, co by mogło mu zagrażać. Jedynie przez parę sekund zdążył zobaczyć nienawiść, gniew, który raczej nie był kierowany w jej stronę. W tym czasie ona patrzyła na ziemię i widać było, że się zamyśliła. Za pewnie to coś spowodowało kłótnię, o którą nie miał zamiaru pytać. 
- Mam nadzieję, że moja obecność nie będzie problemem – usiadł na kamiennym parapecie, które było stabilne. Zgarbił się opierając ręce na kolanach. Wpatrzył się w dziewczynę, od zawsze gdy miał sposobność z kimś rozmawiać, patrzył rozmówcy w oczy. Wielu to denerwowało, irytowało i uciekali wzrokiem od niego. Był ciekawy, jak zareaguje Blair. - Po za tym, często tu nie będę przychodził. Dość daleko mam do tego miejsca – powiedział szczerze.

<Blair?>

Od Blair C.D. Leonarda

- Czy chodzi tu ktoś jeszcze? - powtórzyła powoli, wlepiając intensywne spojrzenie w jego ładną twarzyczkę - Nie... Chyba nie. Przynajmniej, przychodząc tu od niespełna trzech lat, nie spotkałam nikogo. 
Zapadło głuche milczenie, przerywane od czasu do czasu szelestem liści za oknem czy ćwierkaniem ptaków. Po krótkim wahaniu weszła wgłąb pomieszczenia, mając na celu usadowienie się naprzeciwko nieznajomego. Nie miała najmniejszego zamiaru ustępować mu samotnego miejsca - nie miała podziać się gdziekolwiek indziej, aniżeli tutaj. Na złomowisko przychodziła tylko i wyłącznie postrzelać; na miasto iść nie mogła, bo istniało prawdopodobieństwo, że Jack wsiadł w samochód i zaczął jej szukać, by dać jej lanie, jakiego jeszcze nigdy nie dostała. Wzdrygnęła się na samą myśl o tym, jak raz zdjął swój pasek od spodni i zbił ją nim - tak, że zwalniała się z wychowania fizycznego przez najbliższy tydzień, byleby nikt nie zobaczył jej sińców. Nie mogła uwierzyć, że matka związała się z kimś takim, jak Jack. Wśród miliardów facetów na świecie, ona wybrała tego psychopatę. Sam już fakt zastąpienia jej prawdziwego taty kimś innym był dla niej nie do zrozumienia. Rozumiała, że umarł, że go nie ma, że go nie zobaczą. Ale skoro matka miała z nim ślub i go kochała, to nie powinna pocieszać się innym mężczyzną. Tym bardziej takim potworem. Matka zdawała się albo nie widzieć tego, co on robi, albo się go bać - sama już nie wiedziała. Jedyne, co wiedziała, to to, że najwyraźniej upadła na głowę.
Uniosła lekko głowę, chcąc spojrzeć na chłopaka, który ani drgnął od momentu, gdy usiadła naprzeciw. Być może zastanawiał się, czy odejść, a być może nie przeszkadzała mu jej obecność? Jego wzrok skierowany był za okno, patrzał w dal, jakby o czymś rozmyślając.
- Tak właściwie... - zaczęła, nie będąc pewna, czy pytanie, które chce zadać, jest w pełni taktowne - ... dlaczego tutaj przyszedłeś? Znaczy chodzi mi o to, że, jak już mówiłam, rzadko ktokolwiek odwiedza to miejsce. Miałeś jakiś konkretny powód? 
- Dlaczego miałbym ci to powiedzieć? - zapytał bezceremonialnie, przenosząc melancholijny wzrok na nią. Zaczerpnęła trochę powietrza, marszcząc brwi.
- No nie wiem. - przyznała - Zazwyczaj ludzie chcą być sami, gdy są smutni lub źli. 
- To dlaczego ty tu przybyłaś? - zapytał, wpędzając ją w lekkie zakłopotanie.
- Kłótnia. - odparła wymijająco. Nie była w stanie powiedzieć czegokolwiek więcej. "Kłótnia z ojcem"? On nie był jej ojcem. "Hej, tylko facet mojej mamy prawie mnie zabił", to też odpadało. Uznała więc, że jedno słowo idealnie odda sytuację - No i... skoro nie wyznasz powodu swej wizyty, zdradzisz chociaż swoje imię? - zmieniła szybko temat, chcąc uniknąć dopytywania o przyczynę jej przybycia - Ja jestem Blair. - wyciągnęła sinobladą, chudą rękę w jego stronę, w geście przywitania.

Leonardo? c:

Od Leonarda C.D. Blair

Chciał się ponownie odizolować, głównie chodziło mu o Tiffany. Miał jej już coraz bardziej dosyć, ale serce nie sługa, a on jest ślepo zakochany w jej długich puszystych czarnych lokach, zgrabnej sylwetce i pociągających kocich oczach. Istne cudo! Na samym początku myślał, że jest szczęściarzem, ale po poznaniu jej, okazała się jedną z najbardziej egoistycznych osób, jakie znał. Nawet jego życzenia na walentynki sprowadzały się do tego, aby ją wiecznie i mocniej kochał. Czy ona chociaż raz może pomyśleć o kimś innym? Chociażby o nich? Dzisiaj ponownie zaczęła rozmowę na temat wyjścia do kina, aby zobaczyć jej ulubiony film, który oglądali z milion razy. Nie dość, że nudne, to do tego nie ma nigdy nic do powiedzenia. Ale jak ma zostawić tak piękną kobietę, z którą ma tyle tematów?
Aby uciec od rzeczywistości, postanowił wpaść na najbardziej oddalone od jego domu miejsce, w którym Tiff nie powinna go znaleźć. Był to duży opuszczony budynek, który za jakiś czas szybko się zawali. Ale póki stoi, czemu by nie korzystać? Bynajmniej jest pewien, że ona go tu nie znajdzie. Mógł w spokoju pomyśleć, zebrać myśli. "Tak, jestem ślepo zakochany w niej". Tak brzmiała odpowiedź na wszystkie jego pytania, dotyczące ich związku. Ale co on poradzi? Pewnie będzie czekał na zerwanie z jej strony, albo jej zdradę. Wątpi, że kiedykolwiek pozna kogoś innego. Chyba, że zabawiłby się w geja, ale w tych czasach trudno żyć spokojnie w ten sposób. "Lepiej zostać w tym, czym jestem", stwierdził. I o niczym już więcej nie myślał. Przyglądał się jedynie pięknemu krajobrazowi, który był tworzony przez iglasty las i słońce, które powoli zachodziło, barwiąc niebo na piękne ciepłe kolory. Oparł się o nieco spróchniały parapet i w milczeniu przyglądał się temu wszystkiemu, ciesząc się ze spokoju i ciszy, jaka ogarniała to miejsce. Właśnie to dzięki niej słyszał skrzypnięcia desek pod czyimś ciężarem, a następnie złamanie spróchniałej. Odwrócił się i zmierzył wzrokiem nie wiele niższą o siebie kobietę, która tylko stała i patrzyła, milczała. Od razu w oczy rzuciły się niebieskie włosy i tatuaże na dłoni.
- Sądziłem, że będę tu sam – stwierdził po chwili milczenia i przyglądania się nie znajomej.
- Też tak myślałam – odpowiedziała po krótkie chwili, w której być może zastanawiała się nad słowami. 
- Często tu przychodzisz? - chciał wiedzieć. Jeśli to miejsce jest zajęte i przychodzi tu więcej ludzi, nie widział sensu dłuższego siedzenia tutaj i marnowania tlenu. Wolał znaleźć inne opuszczone miejsce, tylko dla siebie. Skinęła twierdząco głową, co mu nie odpowiadała. - A chodzi tu ktoś jeszcze?

<Blair?>

Od Rorrey'a

Dziś postanowiłem zaszyć się w domu. W sumie to nie dziwne, bo robiłem to prawie codziennie. Rano zrobiłem sobie kawę. Czasem zawdzięczam jej życie. Potrafi mnie postawić na nogi. Dzięki nie wstaje rano z łóżka. Każdego dnia poświęcałem się swoim pasjom. Myślę, że to dzięki temu jeszcze do końca nie zdziczałem. Najpierw spróbowałem swoich sił w rysunku. Szybko jednak zrezygnowałem. Moje wszystkie "dzieła" przypominały bardziej bazgroły. Postanowiłem wziąć się za coś, co przynajmniej trochę mi wychodzi. Siadłem przed pianinem i zacząłem wybijać jakiś rytm. Zapisywałem nuty na kartce. Zawsze wszystko wypadało mi z głowy. Nie wiem dokładnie ile czasu siedziałem i grałem. Może godzinę, półtorej. Przerwało mi jednak pukanie do drzwi. Zdziwiłem się ponieważ była to rzadkość. Już nie pamiętam, kiedy ostatni raz słyszałem ten dźwięk. Podszedłem do drzwi, po czym je otworzyłem.
-Co cię tu sprowadza?-zapytałem 

Ktoś? 
(pierwsze opowiadania nie są moją mocną stroną)

wtorek, 14 lutego 2017

Od Rorrey'a cd Jane

Widać było, że dziewczyna nie była spokojną osobą. Była nieco... porywcza? Tak, myślę, że to jest dobre określenie. Szybko złapała mnie za rękę i zwróciła pieniądze. Zdziwiło mnie to zachowanie. Nie sądziłem, że taka dziewczyna jak ona nie skorzysta z okazji i nie weźmie tych pieniędzy.
-Nie chcę tego- powiedziała cicho. Po jej reakcji mogłem stwierdzić, że znów niekontrolowanie wypowiedziała słowa. Zrobiła cię nieco czerwona na policzkach.
-Ja idę- mruknęła i zaczęła odchodzić. Czyżby nieznajoma się zawstydziła? Nawet dla mnie było to dość krępujące. Zaczęła odchodzić, jednak nie pozwoliłem jej. Złapałem ją za nadgarstek. Dziewczyna spojrzała się na mnie i znowu spojrzała jak na idiotę.
-Najpierw mówiłaś o lodach, a teraz nie chcesz przyjąć pieniędzy. Zrozum, że źle się tym czuję. Po prostu przyjmij te pieniądze, a będzie po sprawie- uśmiechnąłem się. Dziewczyna uniosła tylko brew i założyła ręce. Nic nie odpowiedziała tylko patrzyła się na mnie.
-Dobrze.... Skoro nie chcesz, to może chociaż się poznajmy. Wiesz, mieszkam na uboczu miasta i rzadko mam okajze porozmawiać z kimś cywilizowanym. Możemy pójść do kawiarni. Znam tutaj dobrą kawiarnię z niewysokimi cenami- próbowałem naleźć rozwiązanie na całą tą sytuację. Z resztą pewnie i tak nasza znajomość skończy się tylko na jednym spotkaniu. Zdziwiłbym się jakby tak nie było. Przecież nikt nie chciałby zadawać się z odludkiem. Nieznajoma skinęła tylko głową. Uśmiechnąłem się tylko. 
-Ale jest jeden warunek- zacząłem kiedy zaczęliśmy iść przed siebie.
-Jaki?- powiedziała cicho.
-Później pójdziesz ze mną do spożywczego po bułki- zaśmiałem się. Dziewczyna również, ale szybko spoważniała.
-Niech będzie- powiedziała już gburliwym tonem.
Szliśmy dalej w ciszy. Była ona trochę krępująca, mimo to, że bardzo lubiłem ciszę. Jednak postanowiłem ją przerwać.
-Co za maniery. Nawet nie zdążyłem się przedstawić. Jestem Rorrey- powiedziałem spoglądając na dziewczynę

Od Any cd Nikodema

Otworzyłam z rozmachem drzwi i wparowałam do swojego mieszkania. Od razu skierowałam się do swojej sypialni. Gdy tylko przekroczyłam próg, moim oczom ukazała się czyjaś sylwetka rozwalona na moim łóżku.
- Gdzie byłaś? - spytał Aaron, przewracając stronę mojego szkicownika. Nie miał oporów przed naruszaniem mojej prywatności, co kiedyś mi nie przeszkadzało, a teraz zaczęło wnerwiać.
Wyrwałam bratu zeszyt i zatrzasnąłwszy go, położyłam na biurku.
- Nie twoja sprawa - warknęłam. Wyciągnęłam telefon z tylnej kieszeni, po czym rzuciłam go na biurko obok notesu. - Co tu robisz?
- Nie twoja sprawa - odparł, posyłając mi promienny uśmiech.
Wywróciłam oczami.
- To ja tutaj mieszkam, więc chyba mam prawo wiedzieć, dlaczego tu przebywasz - powiedziałam.
- Chciałem odwiedzić swoją siostrzyczkę. Już mi nie wolno? - spytał. Po chwili wzajemnego mierzenia się wzrokiem dodał - To gdzie byłaś?
Spiorunowałam go wzrokiem w odpowiedzi.
Aaron podniósł się do pozycji siedzącej i przeczesał włosy palcami. Zlustrował mnie badawczo wzrokiem, ale się nie odezwał, tylko wstał i wyszedł z pokoju. Po chwili usłyszałam dźwięk włączanego telewizora.
- Znowu jeździłaś po mieście?! - zawołał Aaron zza ściany.
- No raczej! - odkrzyknęłam. Mój wzrok mimowolnie powędrował ku komórce leżącej na biurku. - Długo zamierzasz tu jeszcze siedzieć? - spytałam, wychodząc z mojego pokoju i kierując się do salonu.
- Właściewie to już wychodzę - odparł. Niemniej nie ruszył się z kanapy.
- Ale...? - spytałam, zajmując miejsce koło niego.
- Gdzie byłaś?
Westchnęłam zirytowana. Dlaczego nie może choć raz odpuścić...?
- Jeździłam - powiedziałam w końcu. - A potem poszłam na miasto się powłuczyć. Nic ciekawego - specjalnie przemilczałam fakt, iż nie byłam sama. Niektórych szczegółów lepiej nie zdradzać nadopiekuńczemu bratu. Jak to mówią "czego oczy nie widzą, tego sercu nie żal".
Przytaknął tylko. Przeciągnął się i wstał z kanapy.
- Kumpel organizuje jutro imprezę. Chcesz przyjść? - spytał, wyłączając telewizor i jednocześnie kierując się w stronę korytarza. Znowu będę wszędzie szukała pilota...
- Mam jutro jazdę - skłamałam.
- Cóż... no dobrze. Zawieść cię? - spytał. Słyszałam, jak zakłada kurtkę.
- Nie trzeba. Troy obiecał, że mnie podwiezie - kolejne kłamstwo. To aż przerażające, jak naturalnie mi ono przychodzi.
- No nic, w takim razie do zobaczenia... kiedyś - rzucił. Usłyszałam jeszcze tylko otwieranie i zamykanie drzwi, po czym zapadła cisza.
Natychmiast zerwałam się z kanapy. Rzuciłam się na złamanie karku do pokoju, w którym zostawiłam komórkę. Gdy tylko ją dorwałam wybrałam odpowiedni numer i wysłałam wiadomość zawierającą zaledwie dwa słowa, a jednak dla jej adresata mówiła wszystko:
"Kryj mnie."
Troy zawsze był gotów mi pomóc, jeśli chodzi o okłamywanie mojego brata. Widocznie sprawiało mu to przyjemność...
Postanowiłam, że potrzymam Nikodema jeszcze trochę w niepewności. Poszłam się wykąpać, zjadłam kolację i obejrzałam film, który niedawno sobie nagrałam. Zeszło mi na tym kilka godzin, a gdy w końcu postanowiłam odpisać, było już dość późno.
No nic, pozostało mi mieć nadzieję, że jeszcze nie śpi...
Nie chciałam dzwonić, żeby go nie obudzić, jeśliby spał, więc napisałam do niego SMS'a:
"Śpisz?"

Nikodem?

Od Nikodema CD Any


Wyszliśmy z kawiarni i zatrzymaliśmy się na chodniku.
-Dziękuję za możliwość wypicia z tobą kawy-powiedziałem uśmiechając się miło.
-Nie ma za co, to ja dziękuję-odparła dziewczyna.
-Wiesz... jeśli nie masz nic przeciwko to może spotkalibyśmy się jutro wieczorem?-zaproponowałem drapiąc się po karku.
-Nie wiem, musiałabym się zastanowić.
-W takim razie może podam ci mój numer i jeszcze dzisiaj zadzwonisz do mnie czy się zgadzasz?-zapytałem.
-Okey.
Podałem dziewczynie swój numer i odprowadziłem do domu. Podczas drogi rozmawialiśmy o głupotach i śmialiśmy się. Była miła i zabawna, można było pogadać z nią na różne tematy.
W końcu pożegnaliśmy się, a ja wróciłem do mieszkania. Moje myśli wciąż krążyły wokół jej błękitnych oczu. Była piękna i od początku mi się spodobała.
Gdy wszedłem do domu Max przywitał mnie szczekając głośno i sapiąc. Uśmiechnąłem się i pogłaskałem pupila. Zrobiłem sobie coś do jedzenia, jak i nakarmiłem zwierzę. Zjadłem i wyszedłem na spacer z psem do lasu. Gdy wróciliśmy było już dość późno. Spożyłem kolacje i razem z Max'em rozłożyłem się na kanapie. Zacząłem oglądać film co jakiś czas zerkając, czy Ana nie dzwoniła. Na prawdę mi się spodobała. Nie dość, że była naturalnie piękna, a jej oczy hipnotyzowały to miała wspaniały charakter. Miałem nadzieję, że się zgodzi na wyjście.

Ana?